Miejsca jak z bajki. Magiczne, tajemnicze, mistyczne.

Pani Magdalena, pilot wycieczki, zaprosiła mnie 27 lipca 2019 roku w sobotę przez telefon do autokaru „Aura”. Wsiadłem na konińskim dworcu kolejowym o 9:40 na ostatnie miejsce a od Poznania już w towarzystwie Pani Urszuli i Pana Romana siedzących obok wyruszyliśmy na wycieczkę do Bretanii i Normandii wraz z 40 turystami z całej Polski. Do Wuppertalu dotarliśmy po około 800 km na pierwszy nocleg. Podczas przejazdu przez Niemcy pilot Pani Magdalena opowiada o historii miast i terenów przez które przejeżdżamy: Poczdam, Magdeburg, Hanower, Bielefeld, Dortmund. Z zaciekawieniem słucham o Hanowerze a szczególnie o wzgórzach i powstających tu legendach i opowieściach, a także o Zagłębiu Rury. Klimatyzacja w autokarze chroni nas przed wysokimi temperaturami, którymi słoneczko na zewnątrz autokaru częstuje świat aż 27 stopniami.

Dzień drugi. Pogoda mglista. Niebo potężnie zachmurzone. Pada drobny deszczyk. Koło Wuppertalu przebiega kolejka dwutorowa szynowa (druga taka znajduje się w Dreźnie). W 1900 roku odbył nią przejazd Cesarz Wilhelm II. Kierujemy się przez Belgię – Ardeny. na granicę i do Akwizgranu, potem Zdążamy do Reims do katedry, gdzie koronowano królów francuskich. Obok naszych tu mijanych dróg, jak mówi pilot, święcące elektryczne lampy pierwszym kosmonautom wskazywały to miejsce w Europie. Ciekawe? W Akwizgranie niezwykłe relikwie: szata w której Maria rodziła Jezusa, Jego pieluszki oraz zakrwawiona chusta, w którą zawinięto odciętą głowę Jana Chrzciciela gromadził a właściwie otrzymywał Karol I Wielki (z łaski Bożej cesarz rzymski, zawsze August, król Franków, Włoch, Longobardii, Burgundii, Alzacji, Akwitanii i Hiszpanii). Podążały tu w średniowieczu co 7 lat pielgrzymki, by przy wystawianych relikwiach pątnicy mogli się w swoich intencjach modlić. Niekiedy docierało kilkaset tysięcy pielgrzymów. I tak od ponad sześciu stuleci do dnia dzisiejszego wierni z całego świata przybywają do Akwizgranu na „Dni Pielgrzymkowe“. W Akwizgranie odwiedzamy kaplicę – jeden z najważniejszych zabytków sztuki karolińskiej – zbudowana jest jako część kompleksu pałacowego Karola Wielkiego i miejsce jego pochówku, stanowi rdzeń obecnej katedry. 200 m od kaplicy było uzdrowisko, w którym ochoczo kąpał się kiedyś Karol I Wielki. Pani Magdalena opowiada o historii Belgii. Zaciekawiło mnie – w jaki sposób Belgia gromadziła kolonie. Po prostu ówcześni królowie Belgii kupowali wielkie połacie ziemskie. Za oknem mknącego autokaru siąpi drobny deszczyk. Pani pilot wspomina, że Belgia słynie z czekolady. Wynaleziono tu cykorie i pralinki. „Narodziły” się w Belgii frydki – brak sardynek z połowów rybaków spowodował „wynalezienie” frytek. W tym kraju pojawiły się po raz pierwszy gofry. Opowiada o piwie o wytwarzanych tu serach. Kuchnia obok francuskiej uważana jest za najbardziej wykwintną w Europie. Belgia słynie z komiksów. Mijamy miasta i wioski. Zauważyłem, że pola przegradzane są żywopłotami w prostokąty i kwadraty. Jest już po żniwach. Widzę domy budowane z różnorodnej cegły o odcieniu ciemnym. Przemierzamy Ardeny, linię obronną Maginota. Wojska niemiecki w II wojnie światowej ominęli linię Maginota. A na koniec wojny w Ardenach Niemcy zgromadzili potężne siły pancerne, ale manewr nie przyniósł oczekiwanych wojskowych założeń. Przejeżdżamy obok miejsca skąd na I krucjatę (1096 – 1099) wyruszył Gotfryd z Bouillon, którego wybrano na pierwszego świeckiego władcę a który po objęciu tego zaszczytnego urzędu przyjął tytuł „obrońcy Grobu Świętego”. Kierujemy się na tereny, gdzie Francja graniczy z Atlantykiem. Docieramy do Woinik (napis pod rzeźbą byka) Croissanterie. Po drodze obserwujemy pola winorośli. Tu rosną na gorszych ziemiach, skalistych. Porosłe winnicami Szampanii zbocza wzgórz wiodą nas do Reims – miasta, które smakuje szampanem i pachnie historią. W Reims odwiedzamy piękną katedrę Notre-Dame – piękna… zachwycająca…. oszałamiająca… po prostu cudowna katedra notre-dame! Wewnątrz mnóstwo plansz z informacjami na temat katedry…. Z tej najbardziej harmonijnej i klasycznej w proporcjach katedry we Francji, często nazywanej „Katedrą Aniołów” z powodu bogatej dekoracji rzeźbiarskiej, katedry koronacyjnej królów Francji wysyłam wraz z fotką do przyjaciół pozdrowienia a także do Czytelników „Gazety Słupeckiej”. O 16:30 mijamy Paryż i kierujemy się na Autostradę Słońca. Informuję esemesem moją kuzynkę Edith – mieszkającą w Paryżu, że przejeżdżam obok, otrzymuję po niemiecku od Edith – Wladek „Bitte, komm zu uns, wenn du in der Normandie bist. Du bist Herzlach. Willkommen” . Na wyjeździe z Paryża na Autostradę Słońca dociera do mnie telefoniczna wiadomość od phm. Jerzego z Mogilna. Zmarł harcmistrz Aleksander Wenglewicz twórca Kręgu Seniorów Harcerskich „Ziemi Mogileńskiej” i jego komendant w latach 1996-2011. Prowadzony przez niego Krąg był jednym z pierwszych, który zawiązywał Skulską Wspólnoty Seniorów ZHP. Hm. Aleksander odszedł na Wieczną Wartę dnia 28 lipca 2019 r. Smutna wiadomość. Znałem Olka osobiście, był legendą instruktora harcerskiego Mogilna i tej Ziemi. Był moim przyjacielem. Cześć Jego Pamięci! Przyjeżdżamy koło Chartres. Nocleg w hotelu dwugwiazdkowym „Premiere Clase”. Obiadokolacja w niedaleko oddalonej restauracji. Troszkę głodny zdążamy po kruczka wraz dodatkami – w ilości bez ograniczenia.

Dzień trzeci. Temperatura o 8:00 20 stopni, słonecznie. Dzisiejszy dystans to 400 km. Wchodzimy do katedra Chartres, pierwszej we Francji gotyckiej świątyni z największym w Europie położonym wewnątrz labiryntem. W 1260r. katedra została poświęcona. Jest tu dużo oryginalnych witraży. Aż trudno uwierzyć, że ta kolosalna katedra powstała w zaledwie 30 lat. Zauważyłem, że stoi na niewielkim wzgórzu i króluje majestatycznie nad Chartres. Katedra w Chartres ma również sekrety „strzeżone przez Templariuszy”. Krótki marsz po miasteczku. Chartres zachwyca mnie swoim urokiem. Stare kamieniczki, kręte uliczki. Żyli na tych terenie Cetowie, Druidzi. Było tu biskupstwo. Przemieszczamy się naszym autokarem do Vitre. Pierwsze miasto w Bretanii. Ta część Francji jest krainą najdalej wysuniętą na północny-zachód Francji. W Vitre oglądamy z zewnątrz oraz od wewnątrz – z zamkowego dziedzińca zamek obronny. Jego początki sięgają XI wieku. W murach twierdzy trzykrotnie obradował Parlament Bretanii.  Na placu głównym niedaleko dworca koło stacji kolejowej kupuję kanapkę, wodę i drożdżówkę. Siadam w cieniu i udaję, że jem obiad. Wracam do autokaru obok kamieniczek z nadwieszeniami. Budowane tak, bo za nadwieszenia nie było podatku. Wjeżdżamy do Rennes – stolicy Bretanii. Przewodnik mówi, że Stare Miasto ma największą we Francji liczbę domów szachulcowych. Podobał mi się budynek parlamentu Bretanii. Przed frontonem Pani Krysia wykonał mi fotografię. Dziękuję. Z przewodnikiem zwiedzamy katedrę św. Piotra – fasada neoklasycystyczna z XIX wieku. Na fasadzie nie zauważyłem znaku krzyża. We wnętrzu świątyni, mówi przewodnik, znajdują się: 44 kolumny jońskie; sklepienia łukowe zdobione złotem; ołtarz z marmuru XVI w.; piękna drewniana rzeźbiona ambona; freski; cykl obrazów poświęconych Maryi; pomnik św. Anny; organy z 1874 r. Katedra jest obecnie siedzibą arcybiskupa i rzymskokatolicką archidiecezją Rennes, Dol i St Malo. Rennes jest miastem uniwersyteckim. O17:20 jedziemy na kolację do Restaurant Flunch (sieć serwująca jedzenie). Restauracja w markecie. Jem za dużo. To niedobrze! Nocleg w hotelu Kyriad w Samperp. Spało mi się źle, duże nawilgocenie, krótka noc, cienka kołdra. Jest tu wi-fi i stąd wysyłam pozdrowienia do przyjaciół i rodziny.

Dzień czwarty. Przejazd dziś to około 470 km. Wizyta w Concarneau w głównym porcie rybackim Francji. Port rybacki jest największym w przeładunku tuńczyka w Europie. Tutaj przygotowuje się sardynki. Można je przechowywać do 10 lat, mówi Pani Magdalena – jednak należy co jakiś czas puszkę odwracać. Jeszcze do dziś – ale bardzo rzadko, układa się sardynki ręcznie. Odwiedzamy nieduże stare miasto „Ville Close”. Otaczają miasto mury z średniowiecza. Spacerujemy główną ulicą około 2 km. Ja potem murami obchodzę to nieduże miasteczko, teraz tylko udostępnione dla turystów. Przez małe podwórko i most wychodzę z miasta na wyspie i kieruję się do autokaru. Wyruszamy dalej. Bretończycy są bardzo wierzący, mówi nasza pilot. Opowiada o zespołach parafialnych. Interesująco zagospodarowany przykościelny teren. Kalwaria, figury świętych, inne związane z wiarą, rzeźby przedstawiające różne historie najczęściej biblijne połączone z życiem miejscowych świętych. Misternie wyrzeźbione, tworzą kamienne arcydzieła. Mamy, mówi, cały szlak kościołów z kalwariami, ale najbardziej znane znajdują się w Guimiliau, Lampaul Guimiliau, Thegonnec, Pleyben. Zauważam, że dużo tu na polach kukurydzy i lnu. Można tu znaleźć ślady polskie – Słowacki jeździł na wczasy do Pornic i pisał wiersze pod tamtymi skałami. Jesteśmy na wybrzeżu Finistere tzw. koniec Ziemi. Najbardziej na zachód wysunięty przylądek Bretanii. Jest to miejsce magiczne, często we mgle, ze wzburzonymi falami i wiatrem. Docieram marszem w padającym od zachodu deszczu i wiejącym wietrze z parkingu nad ocean Atlantycki pod pomnik Marii Panny znajdujący się tuż, tuż za obiektem wojskowym. Spaceruję po poszarpanych skałach jeszcze bardziej na zachód, by zbliżyć się do oceanu. Niebezpiecznie. Wyraźnie widzę przez obiektyw mojego aparatu fotograficznego pobliską latarnię morską i maleńką wysepkę Sein, na której niemal odciętych od świata mieszka 250 osób. Nie płacą podatków, co mają zagwarantowane od czasów Ludwika XIV. Widzę także zatokę umarłych. Jak głosi legenda to z niej wywożone były łodziami ciała topielców na pobliską wyspę, a ich dusze wracały i wracają tu zawsze w Zaduszki. Uwieczniam się na zdjęciach dokumentując moją tu obecność. Przemieszczamy się do Quimper – najstarszego miasta w Bretanii. Miasto pełne kwiatów – hortensji. W mieście znajduje się katedra Saint-Corentin, zbudowana w stylu gotyku bretońskiego, wzniesiona w 1239 roku na fundamentach starej katedry romańskiej. Dochodzimy do gotyckiej katedry, która jak widać w środku, jest w lekko skrzywiona. Pada drobny deszcz. Temperatura 18 stopni. Pani pilot wcześniej opowiadała nam o mieście. Zwiedzam muzeum obok katedry.

Dzień piąty. Wyjeżdżamy z parkingu przy  hoteliku IBS Plumagoar koło miasteczka Guingamp. Wędrujemy po Wybrzeżu Różowego Granitu. Barwę granit zawdzięcza składnikom chemicznym. Przepiękne formy i kolory, niesamowite wrażenie. Myślę, że czymś niezwykłym byłoby oglądać wybrzeże o różowym odcieniu, gdy wschodzi i zachodzi słońce. Wtedy pewnie najpiękniej prezentują się magiczne barwy różowego granitu. Są tu uzdrowiska, plaże, fantastyczny wypoczynek. Idziemy ścieżką celników – nadmorska kamienista promenada. Kiedyś przemycano tu towary i ludzi. U wejścia na ścieżkę celników… na pobliskiej wyspie Costaérès w Perros-Guirec Ploumanac’h mieszkał Bruno Abdank-Abakanowicz (wspierał finansowo Gierymskiego, był fundatorem stypendiów dla młodzieży polskiej) – z szlacheckiej rodziny o tatarskim rodowodzie, u którego przebywał Henryk Sienkiewicz. Pisarz mając już 65 lat w Bretanii tworzył książkę „W pustyni i puszczy” a pierwowzorem głównych bohaterów są Nel (adoptowana śliczna córka Bronisława Ulanowskiego – Wandzia) i Staś, który przypomina syna Stefana Żeromskiego – Adasia, którego Sienkiewicz spotkał w Bretanii i bardzo polubił.  Wędrujemy i podziwiamy kompozycje głazowe i kamienne, które odgrodziły dróżkę naszego przemarszu od Kanału La Manche. Od latarni morskiej wracamy. Na morzu widzę stateczki a nawet żaglówkę lekko i zwiewne poruszającą się przy niedużym wietrze, który powoli snuje się po wodach kanału La Manche. Jeszcze kawa w miłym towarzystwie a w drodze powrotnej do autokaru towarzyszy mi cieplutki deszczyk – kapuśniaczek. Na dodatek nie zabrałem parasolki. W dalszej podróży przejeżdżamy obok pasących się na polu krów, które jak mówi Pani pilot, mają duże normandzkie piękne brązowe oczy i niezłe rzęsy. Omijamy miasto Dinan i jedziemy do Dinar. Promem płyniemy do St-Malo. Zwiedzamy miasto. Rozwinęło się przy klasztorze założonym w VI wieku przez walijskiego mnicha Maclo (Malo). W XII wieku otrzymało prawa miejskie. W latach 1144–1790 siedziba biskupstwa. W średniowieczu duży ośrodek handlowy. Podczas II wojny światowej bardzo zniszczone. Ośrodek przemysłu spożywczego (przetwórstwo ryb). Port rybacki. W pobliżu pierwsza na świecie elektrownia pływowa (wykorzystującej regularnie powtarzające się podnoszenie i opadanie poziomu wody w oceanie – 240 megawatów) zbudowana w 1966. Spaceruję po brukowanych uliczkach starego miasta Saint Malo i mam wrażenie, jakbym właśnie opuścili wehikuł czasu i znalazł się w troszkę innym świecie – o kilka wieków wstecz. Pani przewodnik mówi, że w dzielnicy St Servan, narodziło się piractwo. Wchodzę na mury. Nad głową przelatują mewy, pewnie chcą wyrwać z ręki kęs jedzenia – trzeba uważać, bo można przy okazji stracić u ręki palec. A na jednej narożnikowej flance starego muru Saint Malo do zdjęcia pozuje mewa pięknie obracając główkę raz w jedną stronę, to w następną. Fantastyczne zdjęcie. Wycieczkowy szlak doprowadza nas do Góry Św. Michała na zachodnim skraju Normandii. Jest to twór niezwykły – staje się wyspą podczas przypływów, a półwyspem, gdy morze się cofa, odsłaniając rozległe plaże (różnica poziomów sięga 14 m). Wyjątkowość otoczenia, burzliwa historia i wspaniała architektura powodują, że Mont-Saint-Michel pozostawia niezapomniane wrażenia. Zwiedzamy miasteczko i klasztor z przewodnikiem. Klasztor z lądem połączony jest groblą. (W drodze powrotnej nakładam czapkę instruktora ZHP robię sobie fotkę z widokiem na Mont-Saint-Michel.) Miejsce jak z bajki. Magiczne, tajemnicze, mistyczne. Pełno tu urokliwych zakątków i ciekawych zabytków. Jestem zachwycony tym, że dobry los pozwolił mi tu dotrzeć. Kręcono tutaj „Imię Róży”. Przewodnik oprowadza nas po wnętrzach obiektów Mont-Saint-Michel. Oj – schodów tu dużo, bardzo dużo, chciałoby się powiedzieć – jeszcze więcej. Nocleg w Premium Clasick. Już zasypiam a tu wydaje mi się, że ktoś poruszył klamką do mojego pokoju. Za chwileczkę sytuacja powtórzyła się. Wstałem papierem toaletowym uszczelniłem drzwi i odgłosy ustały. Zasnąłem.

Dzień szósty. Dziś trasa około 200 km. Na początek plaża (nie kąpiemy się a zwiedzamy i oglądamy) „Omaha” – kryptonim jednego z pięciu odcinków lądowania aliantów w Normandii 6 czerwca 1944. Był to jeden z dwóch odcinków przydzielonych Amerykanom. „Omaha” dzieliła się, patrząc od zachodu, na: Able, Baker, Charlie, Dog (Green, White, Red), Easy (Green, Red), Fox (Green, Red) i George. Odcinek „Omaha” położony jest w Normandii w północnej Francji i rozciąga się na 31,6 km. Pod pomnikiem ku czci poległych żołnierzy wykonujemy, głównie indywidualnie, zdjęcia. Półtora miliona aliantów zaatakowało Niemców i szybkim atakiem odzyskano Paryż. Po przyjeździe do Caen oglądamy zamek Wilhelma Zdobywcy. Krótka przerwa tzw. czas wolny. Jem naleśniki „galettes complètes”, najbardziej tu popularne – serwowanie z szynką, żółtym serem i wbitym na górę jajkiem z brzegami złożonymi w kwadrat. „Miam, miam!”. Przechodzący życzą mi „bon appetit Wladek” – dziękuję, merci beaucoup. Zwiedzamy w Caen – Abbaye aus Dames – opactwo żeńskie i kościół. Ostatnie miejsce na ziemi znalazła to Matylda – żona Wilhelma Zdobywcy. Zwiedzamy także Saint Etienne, zamek Wilhelma Zdobywcy. Przejeżdżamy przez Pays d’Auge – charakterystyczny dla Normandii wiejski obszar ujścia Sekwany. Docieramy jeszcze do Honfler – niewielkiego, malowniczego portu rybackiego i handlowego na lewym brzegu ujścia Sekwany, naprzeciw Hawru. Najstarszą część miasta stanowią: Vieux Bassin z XVII w. – obecnie przystań jachtowa, nabrzeża Sainte-Catherine i Saint-Étienne Odwiedziłem kościół (drewniany) Sainte-Catherine budowany w stylu gotyku z wolno stojącą drewnianą dzwonnicą. Na jednym z bocznych ołtarz jest portret Św. Jana Pawła II. W XV wieku budowany jako prowizorka. Najpierw jedna nawa a potem druga nawa. Podczas rewolucji świątynia rozumu. Trwała to jest prowizorka. Spacer po mieście i obserwuję otwieranie mostu zwodzonego. Ciekawie podnoszony most.

Dzień siódmy. Stolica Normandii Rouen.115 tys. mieszkańców. Miasto nad Sekwaną. Organizowane są tutaj zjazdy żaglowców. Kościoły, parlament – niegdyś Normandii – w stylu ognistego gotyku. Stare miasto. Katedra – malowana bardzo często przez Moneta. Palais de Justike. Odwiedzamy miejsce spalenia na stosie Joanny d’Arc. Kościół św. Joanny. Krótki spacer, kupuję  bułeczkę. Wyglądem przypomina mi moje ulubione bułeczki z Polski. W smaku troszkę delikatna, mięciutka, z mocno chrupiącą skórką. Pyszne! Polecam, a nawet b.a.r.d.z.o. Jedziemy do Vupertalu (580 km) na ostatni nocleg. Trasa bardziej północna przez Belgię. Mleko jest sztandarowym produktem Normandii. Calwados – wino. Canenberg – ser (znane tu są cztery rodzaje sera). O 12:00 wyruszamy w drogę powrotną. W hotelu oglądam TV Polonię. Pokój wygodny.

Dzień ósmy. Od 7:00 wracamy autokarem do Polski. Wpisujemy dla potrzeb biura turystycznego ankietę. Do domu w Słupcy szczęśliwie docieram o 18:00. Dziękuję Pani Urszuli i Panu Romanowi za miłe towarzystwo i za kilka interesujących dni naszego pobytu w słonecznych rejonach Francji – Normandii i Bretanii a szczególnie Pani pilot Magdalenie za troskliwość i przekazanie „ogromnej” wiedzy o miejscach, do których dotarliśmy podczas tej udanej wycieczki na północne ziemie Francji. Pozdrawiam czytających ten teks i przepraszam za uchybienia.

Władek Szymański

 

Czytaj więcej i oglądaj zdjęcia – link –

 https://www.facebook.com/profile.php?id=100007732540758&sk=media_set&set=a.2359392757661786&type=1